
Hiszpański słodki przysmak – churros. Dla mnie trochę za tłuste to ciasto, ale zdjęcie wyszło baaardzo apetycznie 😉
W dzieciństwie byłam okropnym niejadkiem. Dużo szybciej byłoby wymienić rzeczy które jadłam, niż te których nie jadłam, bo tych było MNÓSTWO. Nigdy nie lubiłam masła ani żadnych tego typu smarowideł na kanapkach i to zostało mi do dziś. Dla mnie sztandarowym dodatkiem do chleba była krakowska sucha na suchym chlebie – apropo – zawsze bardzo irytowało mnie nazywanie chleba bez masła suchym chlebem! Dla mnie suchy, to jest stary, kilkudniowy chleb!! I w tym przypadku dużo bliżej mi do Włochów czy innych nacji, które wcale tak często nie używają masła i dla których bagietka z szynką nie jest uznawana za suchą tylko dlatego, że jest pozbawiona masła!

pyszna, bez masła
No i plus z tego taki, że wzrost ceny masła nijak na mnie nie wpłynął, wszak obecnie masła używam tylko sporadycznie do jajecznicy lub tostów 😉

uczta w Oliwie Do Ognia
Pamiętam jak prawdziwy szok wzbudzałam gdy na różnych imprezach okazywało się, że nie lubię pizzy.. Znacie jakieś dziecko, które nie lubi pizzy? No właśnie. A tymczasem, ja od najmłodszych lat wprowadzałam trend na foccacie, zjadając same brzegi od pizzy 😉 Teraz oczywiście uwielbiam całą pizzę, szczególnie włoską.
W wieku mniej więcej 18 lat z pobudek moralnych zostałam wegetarianką, co było dość dużym wyczynem, ponieważ do owego czasu moja dieta była bardzo bogata w mięso. Nauczyłam się wtedy jeść sery (ale twaróg* jest dla mnie nie do przełknięcia nadal), dużo więcej warzyw, takich jak pomidor, kalafior, brokuł, cebula (surowej nie lubię w dalszym ciągu), więcej kasz i roślin strączkowych (wiadomo, że soja i inne takie, to chleb powszedni wielu wegetarian). Na tej diecie przytyłam klika kilo, ale czułam się dobrze na duchu. Jednak po niecałych 4 latach skapitulowałam, moja hedonistyczna natura wygrała – lubię smak mięsa. Dalej uważam, że zwierzęta w hodowlach i rzeźniach są bestialsko traktowane i staram się nie jeść ich dużo, kupować jajka z małych wiejskich gospodarstw lub te z ekologicznych wolnych wybiegów i nie nosić wyrobów z prawdziwych skór. I dzięki temu, że w okresie wegetarianizmu polubiłam wiele innych produktów, teraz jest mi łatwiej ograniczyć spożywanie mięsa. Gorzej ze słodyczami i chipsami po nocach ;D

Kit Kat o smaku zielonej herbaty – nie polecam
To jest moja prawdziwa zmora – nocne podjadanie. Budzę się właściwie bez powodu i stwierdzam, że jak coś sobie zjem, to mi się lepiej zaśnie (lubię chodzić spać najedzona). No i tak robię. Próbowałam mieć zawsze coś do picia przy łóżku, ale to nie wystarcza – wstaję i idę do lodówki albo do mojego pudełka szczęścia i wygrzebuję jakieś smakołyki. Dotychczas jedynym skutecznym sposobem na niepodjadanie w nocy jest dla mnie spanie z kimś. A to dlatego, że kiedy śpię z kimś, głupio tak wstać i coś przeżuwać – nie daj Boże by się ten ktoś obudził i zobaczył zaspaną Konę jedzącą czekoladę, HAHAHA – ratunku!
Lubię cieszyć się jedzeniem. Za każdym razem gdy gdzieś jadę, staram się jeść jak najwięcej regionalnych produktów i dań. Mam jednak pewne granice – w Azji nie spróbowałam żadnych owadów, gadów lub płazów, mimo że była okazja do zjedzenia świerszczy, pająków, skorpionów, psów, żab, czy węży. Nie mówię, że nigdy nie spróbuję, bo nigdy nie mów nigdy ale w tym momencie nie jestem na tym etapie.

nasz kierowca zaprosił nas i kilku innych kierowców na przepyszną kolację – w trakcie stopowania po Wietnamie, grudzień 2016
Wiem, że żadnej Ameryki nie odkrywam mówiąc, że jedzenie daje przyjemność. Nie od dziś wiadomo, że jemy nie tylko po to by zaspokajać głód i potrzeby naszego organizmu, ale jemy też bardzo dużo i często, po to, by poczuć płynącą z tego przyjemność.. Nieraz prowadzi to do niezdrowej otyłości i innych chorób, ale dopóki jesteśmy po bezpiecznej stronie – delektujmy się!
Niespełna rok temu, podjęłam się 7-dniowej głodówki. Tak. Ta, która tak lubi jeść. Przez 7 dni NIC nie jadła. Moja bliska koleżanka opowiadała mi o możliwych zbawiennych skutkach takiej głodówki, sama ją kilka razy przeprowadzała, więc i ja postanowiłam spróbować. Trochę z ciekawości jak to przetrwam, trochę z nadzieją, że taki detoks poprawi stan mojej cery. Z założenia miało to być 10 dni o samej wodzie z cytryną i 10 dni wychodzenia z głodu powoli włączając różne produkty do diety. Cały proces miał więc zająć 20 dni. Ja poddałam się po 7 dniach niejedzenia, wychodziłam z głodu też 7 dni. I nie skróciłam tej głodówki dlatego, że czułam się głodna (po 3 dniach przestałam odczuwać głód fizyczny), tylko dlatego, że już tak bardzo chciałam poczuć tę przyjemność z jedzenia, z odczuwania smaków. Przeglądałam fejsa i nie mogłam patrzeć na te wszystkie przepysznie wyglądające przepisy. Oglądałam film, gdzie jeden z bohaterów niósł torbę z zakupami, z której wystawało mu kawałek bagietki – nie mogłam przestać myśleć o tym jaka ta bagietka musi być smacznaaaaaaaaaa. Wchodziłam do kuchni i widziałam np. słoik ogórków na blacie – jakąż gamę smaków muszą mieć te ogórki, mmmmmmmmm… Tak więc głodówka zmęczyła mnie bardziej psychicznie niż fizycznie. Ale za to jest dużo czasu na oglądanie filmów, spacery, czytanie i inne mało męczące fizycznie aktywności. Nawet sobie nie zdawałam sprawy, że tyle czasu ucieka nam na zakupy, przygotowywanie i spożywanie, dopóki nie spróbowałam głodówki. Podsumowując – było to ciekawe doświadczenie, nie żałuję, że się podjęłam i może kiedyś powtórzę, ale to chyba najlepiej odcięta od świata, skupiając się na medytacjach 😀
* Twaróg. Muszę przytoczyć tą historię 😀
Jak już wspomniałam, jako dziecko byłam super niejadkiem. Nie lubiłam żadnego nabiału, oprócz mleka z kakao i jogurtów owocowych. Gdy miałam 5 lat Mama chciała mnie przekonać do twarogu i pewnego razu po prostu kazała mi go spróbować. Ja z wielkim bólem spróbowałam i starając się niczego nie przeżuwać przełknęłam ten straszny kęs. Po czym z grymasem sięgnęłam po wiszącą nieopodal ściereczkę kuchenną, wystawiłam cały język na wierzch i zaczęłam wycierać z niego ślady twarogu, tą ścierką. Mamę to tak rozczuliło, że od wtedy postanowiła nigdy więcej nie zmuszać mnie do jedzenia. Do dziś pamięta tą sytuację i wspomina mając żal do siebie. Ja żadnego żalu absolutnie nie mam i śmieję się z tego, aczkolwiek pamiętam, że jak byłam mała, było to dla mnie wielkim stresem gdy musiałam zjeść coś czego nie lubiłam. I wiem, że jeśli kiedyś miałabym dzieci, nigdy nie będę ich zmuszała do jedzenia.
Nadal nie lubię twarogu, może nie aż tak by wycierać sobie po nim język kuchenną ścierką, ale nie lubię. No chyba że na słodko, mocno słodko. Ostatnio jadłam twaróg w czerwcu, gdy poznałam P. Po wspólnej nocy przygotował śniadanie, na które podał bułki z twarogiem i innymi dodatkami.. Żebyście wiedzieli co działo się w mojej głowie, kiedy to zobaczyłam! Zalała mnie fala gorąca, że będę musiała to zjeść, bo nie chciałam mu sprawiać przykrości. W końcu postarał się i zrobił śniadanie, a że mnie nie znał, to nie wiedział, że nie lubię twarogu… To doświadczenie nauczyło mnie najpierw pytać ludzi, czy jest coś czego nie lubią, zanim postanowię sprawić im przyjemność jakimś posiłkiem 😉 Taka dygresja do twarogowej historii z dzieciństwa.

kanapka z serkiem typu philadelphia i dżemem pomidorowym – ciekawa sprawa
Na codzień nie jem śniadań, bo spanie jest dla mnie ważniejsze. Ale dzięki temu, jak już jem śniadanie, jest to coś godnego celebracji. A jak jeszcze ktoś przygotuje je dla mnie, jest smaczne i jemy je razem, to już w ogóle radość ponad miarę! Lubię jeść z kimś, wtedy zawsze smakuje lepiej i wtedy bardziej skupiam się na smakach. Jak jem sama, często jest to w pośpiechu, bez chwili na porządne przeżucie i kontemplacje.
Nie jestem mistrzynią kuchni, jak ktoś miał okazję mnie odwiedzić, wie że nie mam warunków sprzyjających beztroskiemu pichceniu…

Damiano jakoś się odnalazł z mojej kuchni 😀
Jednakże staram się od czasu do czasu przygotować coś smacznego i sprawia mi to radość. Choć chyba większą radość sprawia mi dobrze gotujący facet. Facet przy garach, skupiony na dodawaniu poszczególnych składników, mieszając je na patelni niczym artysta mieszający farby na płótnie ;D Dogadałabym się z takim – on gotuje, razem jemy, ja zmywam.

…ah ci Włosi i te ich makarony…